
Jak kiedyś zajmowano się pszczołami – czyli wszystko zaczęło się od… drzewa w lesie
W czasach, gdy internet przypominał raczej leśny szum, a płatności mobilne polegały na rzucie szyszką na odległość, pszczelarstwo było zajęciem wymagającym nie lada odwagi, siły i sprytu. Dzisiaj pszczelarz to człowiek z dymką i ramkami w ręku, otoczony słoikami pełnymi złocistego miodu. Ale jak wyglądał ten fach sto, dwieście, a nawet tysiąc lat temu?
Bartnik – pierwszy człowiek, który nie bał się łaskotań pod nosem
Na początku był bartnik — ekspert od „mieszkania w lesie”. Jego zadaniem było odnalezienie odpowiedniego drzewa i wydłubanie w nim barci, czyli domku dla dzikich pszczół. Wielkie sosny i dęby, najlepiej wiekowe, były na wagę złota, bo musiały pomieścić cały pszczeli naród. Bartnicy tak cenili swoje bartne drzewa, że znakowali je własnymi „herbami”, by żaden sąsiad przez przypadek nie uszczknął im słoiczka miodu przed terminem.
Zbiór miodu można by spokojnie wpisać do księgi sportów ekstremalnych. Bartnik – uzbrojony w dymkę i własną odwagę – wspinał się po pniu drzewa, otwierał barć i starał się zabrać pokarm, nie niszcząc przy tym całej społeczności.
Zdj. Bartnik, źródło: Wikipedia
Miód, waluta i najstarszy słodzik świata
Przez wieki miód był produktem niezwykle cennym – nie tylko do słodzenia herbaty, ale i jako… waluta! W starożytnym Egipcie płacono nim podatki, a w Polsce baryłka miodu mogła przekroczyć wartość ziemniaków z całej wsi. Pszczelarze cieszyli się wielkim szacunkiem i musieli znać się na rzeczy – wiedzieli, kiedy pszczoły się roją, jak wybrać idealne drzewo i jak nie dostać żądłem „na dzień dobry”.
Co więcej, miód to jedyny produkt spożywczy, który praktycznie się nie psuje. Podczas wykopalisk archeolodzy w Gruzji odkryli miód liczący aż 5500 lat! Choć był skrystalizowany, nadal nadawał się do jedzenia — wystarczyło go lekko podgrzać, by odzyskał swoją słodycz. Ten niezwykły fakt pokazuje, jak bardzo pszczoły potrafią nam zostawić bezcenny dar, łączący teraźniejszość z tak dawną przeszłością.
Zdj. Grobowiec Pabasy, źródło: X/EgyptWithAhmed
Transformacja: z leśnej barci do słomianej chatki pod domem
W miarę jak w lasach brakowało starych drzew, bartnictwo ustępowało miejsca pszczelarstwu przydomowemu. Pojawiły się pierwsze ule – słomiane kószki, wytaczane kłody czy nawet gliniane dzbany. Słomiane kószki, zwane też sklepami, były tkanymi z gęstej słomy koszami, które stanowiły ciepły i bezpieczny domek dla pszczół. W niektórych regionach używano także uli z gliny, które dobrze izolowały pszczoły od warunków pogodowych. Drewniane ule z ramkami zaczęły pojawiać się później, gdy pszczelarze szukali bardziej praktycznych rozwiązań ułatwiających kontrolę rodzin pszczół i zbieranie miodu.
Średniowieczni pszczelarze dbali, by ule stały w słonecznym miejscu, chronione przed wiatrem i blisko źródła wody – bo pszczoła, jak się okazuje, lubi mieć swój mały „SPA” pod nosem. Wybór lokalizacji był bardzo przemyślany: światło słoneczne pomagało utrzymać właściwą temperaturę w ulu, a bliskość wody pozwalała pszczołom łatwo chłodzić gniazdo i zaspokajać swoje potrzeby. Pszczelarze otaczali ule naturalną osłoną, np. żywopłotami czy sadami, które dodatkowo chroniły pszczoły przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi.
Zdj. Rycina z dzieła Françoisa Hubera „Krótka i łatwa nauka o pszczołach i ich hodowaniu…”, 1844, źródło: Biblioteka Narodowa
I nastały czasy pszczelarzy z wygodnymi butami…
Dziś, dzięki rozwojowi technologii i pasjonatom natury, nie trzeba już wspinać się po sękatych pniach, ryzykując tęczówki pełne pokrzyw czy botaniczne spotkania z dzikimi zwierzętami. Współczesne ule są lekkie, modułowe i wyposażone w systemy wentylacji, które zapewniają rodzinom pszczelim komfortowe warunki przez cały rok.
Ul korpusowy z ruchomymi ramkami pozwala na łatwą kontrolę rodziny i zbieranie miodu bez niszczenia plastra. Materiały takie jak drewno, styropian czy poliuretan gwarantują dobrą izolację termiczną i odporność na warunki atmosferyczne.
Królowe pszczół prowadzą swoje roje niczym dyplomatki, a miód zbiera się wtedy, gdy jest gotowy – bez większego wysiłku, z dbałością o zdrowie rodzin pszczelich i pasiecznika. To komfort pracy i troska o naturę w jednym.
Zdj. Pasieka na Roztoczu, autor: Daria Zalewa
Wyjątkowy słoik, bez wspinaczki i barci
Kiedyś za kilogram miodu płaciło się zbożem, dzisiaj wystarczy kliknąć „zamów” i cieszyć się smakiem z własnego fotela! Kup słoik miodu z roztoczańskiej pasieki – nie musisz już wspinać się na drzewo ani mieć własnego herbu, a słodycz jest równie historyczna (i bezpieczna dla palców)! Po prostu zajrzyj do naszego sklepu internetowego i zamów prawdziwy miód prosto z Roztocza, tam gdzie tradycja spotyka się z nowoczesnością, a pszczoły są szczęśliwe jak nigdy wcześniej.
I chociaż sprzęt się zmienił, duch przygody i szacunku dla pszczół pozostał taki sam, jak w czasach dawnych bartników. To właśnie ta tradycja umożliwia nam dziś cieszenie się tym słodkim, naturalnym darem natury, którego historia sięga tysiącleci.